Młyn
Hermanka zostawił oczywisty niedosyt. Wspólnie z Melagiem
ruszyliśmy więc wzdłuż torów w kierunku Zakładów Naprawczych
Taboru Kolejowego w Poznaniu. Wyceniane jeszcze nie dawno na 600 000
000 PLN przedsiębiorstwo dziś stoi puste, powoli rozkradane przez
złomiarzy i czeka na nabywcę. Na ostatni przetarg z ceną
wywoławczą 200 000 000 PLN nie stawił się żaden chętny.
Plan pierwotny
zakładał tylko sprawdzenie, czy w ogóle da się wejść i czy jest
tam co oglądać. Jeszcze przed dotarciem do bram zakładu minęliśmy
nieciekawe dwa obiekty – punkt strzelniczy i zabudowania kolejowe.
Tylko fotograficzny zapał kazał nam je uwiecznić.
Po dotarciu od
południowej strony do ogrodzenia zakładu ukazała nam się hala
stojąca za płotem. Sterty gruzu piętrzące się tam, gdzie jeszcze
parę miesięcy temu stały zabudowania każą się spieszyć. A że
czas nas chwilowo nie ograniczał rekonesans szybko zmienił się w
eksplorację. Brama może nie była otwarta, ale nie utrudniała
wejścia.
Zaraz za nią najbardziej znana hala produkcyjna. Jeszcze w zeszłym roku stała w niej lokomotywa a na wagonach znajdowały się kompletne silniki. Dziś niestety nie dość, że nie ma pojazdów, to już nawet nie ma torów. Majątek zakładu z zatrważającym tempie sprzedawany jest na złom a skala zjawiska mówi, że nie jest to tylko dzieło złomiarzy przerzucających przez płot po parę kilo zardzewiałych blach.
Wewnątrz ogromnej
hali znajdują się galerie zawieszone na filarach podtrzymujących
konstrukcję dachu, do których prowadzą schody. Pierwsze pięto to
pawilony. Większość pustych pomieszczeń jest zdewastowana. Ale
stolarnia na samym początku zachowała się idealnie. W środku
wygląda, jakby robotnicy po prostu wstali w pośpiechu przewracając
krzesła, rozsypując śruby i uciekli. Na biurkach leżą
pootwierane notatki, wszędzie części i narzędzia.
Z góry widać lewą
ścianę hali z przejściami do mniejszych pomieszczeń. Część
metalowych drzwi zaspawano, ale niektóre otwierają się swobodnie.
Pod ścianą stoi kilka szaf. W pomieszczeniach czekają skarby.
Ilości porozrzucanych liczników, mierników, śrub, części
zamiennych i narzędzi są porażające.
Jedno z pomieszczeń
mogło służyć sprzątaczkom lub pełniło funkcje socjalne. Stoi
tam czajnik elektryczny, leżą patelnie i talerze, na ścianie
zdjęcia powycinane z gazet, medalion ze świętą rodziną. Na półce
nawet pudełko pełne herbaty w torebkach a obok nitka i igła, by
zszyć rozerwany przy pracy stój.
Od zewnątrz od
drugiej strony hali widać kolejne pomieszczenia. Do większości
brak dostępu. Ilości znajdujących się tam fantów powalają. Z
drugiej strony rozbraja też tempo znikania majątku – może za
kilka miesięcy tam już nic nie być.
Dalej – kolejne
budynki. W nich – kolejne maszyny. Idąc przed podwórko depcze się
po matrycach do nabijania numerów, po resztach obudów i po bryłach
betonu pozostawionych przy wyrywaniu złomu z podłoża. Na środku
straszą resztki potężnej nastawni kolejowej. Potrafiła przewozić
ona całe lokomotywy kierując je do właściwych hal naprawczych.
Kolejna, przeogromna
hala całkowicie niedostępna. Przez dziury w oknach widać jedynie
przestrzeń i pozostawiane narzędzia, wózki wagonowe, osobiste
rzeczy pracowników czy tablice ogłoszeń.
Pomiędzy większymi
pomieszczeniami mniejsze magazyny. Kilka basenów – niektóre
raczej przeciwpożarowe, inne z substancjami żrącymi (odpady?). Na
terenie znajdowała się nawet własna wieża ciśnień oraz potężna
kotłownia, którą łatwo zlokalizować dzięki trzem kominom.
Prawdziwą perełką
okazało się stanowisko z paliwami płynnymi. Dwa pionowe zbiorniki,
niewielka stróżówka oraz stojący obok sprzęt p.poż. i
ratowniczy zachowane są w doskonałym stanie. Szczególnie miejsce
obsługującego urządzenia wygląda, jakby wyszedł on chwilę temu
– w otwartej szafce wiszą ubrania, na biurku brudny kubek i
łyżeczka – pewnie kawa wypita przy czytaniu wyników badań
laboratoryjnych.
ZNTK Poznań
funkcjonowały przez grubo ponad 100 lat. Ich historia sięga 1870
r., kiedy powstały warsztaty Kolei Marchijsko-Poznańskiej. Rozkwit
poznańskich Zakładów Naprawczych Taboru Kolejowego przypada na
czasy PRL. Wchodziły one wtedy w skład HCP (Hipolit Cegielski
Poznań – potężny producent silników nie tylko kolejowych, ale i
okrętowych oraz lokomotyw). Po transformacji ustrojowej sprawy
początkowo zapowiadały się nieźle – w 1989 r. ZNTK w Poznaniu
zaprezentowały nagradzany projekt szynobusów. Weszły one nawet do
eksploatacji w PKP. W tym okresie zakłady usamodzielniły się,
zajęły się remontami i modernizacjami lokomotyw spalinowych oraz
produkcją części zamiennych. Jak to wtedy wyglądało, przecież
jeszcze nie tak dawno, można zobaczyć chociażby na tych
stronach. W XXI wieku sprawy poszły w bardzo złym kierunku. W
2004 r. ZNTK Poznań weszły w kooperację z firmą Kolmex będącą
właścicielem 66 lokomotyw. ZNTK miały pojazdy wyremontować po
czym obie firmy chciały je sprzedać wspólnie. Do remontu nie
doszło, Kolmex zażądał zwrotu lokomotyw, ZNTK odmówił. Kolmex
odzyskał lokomotywy w asyście Policji, sprawa wylądowała w
sądzie, który zarządził w 2009 r. 9,5 miliona PLN odszkodowania
za przetrzymywanie lokomotyw przez ZNTK. Z odsetkami kwota
przekroczyła 10 000 000 PLN. W międzyczasie ZNTK sprzedało
atrakcyjną nieruchomość w Międzyzdrojach za 2,5 miliona PLN
firmie Sigma, której głównym udziałowcem były ZNTK w Poznaniu. W
ciągu pięciu miesięcy 1,4 ha działka nad samym morzem zmieniła
jeszcze pięć razy właściciela uzyskując wartość 17,5 miliona
PLN. W końcu nieruchomość znalazła się w rękach firmy z Cypru.
ABW wszczęło śledztwo, finalnie prokuratura je umorzyła. Zaczęły
się opóźnienia w wypłatach pensji. Zaległości wobec Urzędu
Skarbowego osiągnęły 7 milionów PLN. Pracownikom firma była
dłużna 5 200 000 PLN. Pensje przestano wypłacać w ogóle, mimo że
ludzie nadal pracowali. W 2010 r. pojawiły się kilkuset złotowe
zaliczki dla pracowników. Po kilku latach w końcu ogłoszono
upadłość. Nastąpiła jeszcze próba ostatecznego wyprowadzenia
największego majątku, czyli nieruchomości położonych w samym
centrum Poznania, tworząc nową „niezależną” spółkę ZNTK
Nieruchomości, ale sąd kazał je zlicytować na pokrycie zaległości
ZNTK Poznań. Pracownicy do dziś pensji nie otrzymali. Zakłady są
rozkradane. Chętnych na ruiny nie ma. 140 lat tradycji zniszczone i
rozkradzione w kilka lat.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz