sobota, 26 lipca 2014

Młyn parowy Hermanka

Krótka rozmowa z kolegą o krewetkach akwariowych przerodziła się w pomysł zwiedzenia jednego z największych pustostanów w Poznaniu – ruin Młynu Hermanka. Ruszyliśmy więc razem z Pawłem zobaczyć, co mają do zaoferowania ruiny budowli z epoki pary.



Rewolucja przemysłowa to wiek pary. Silniki parowe dały napęd przemysłowi, także przedmiotowemu młynowi, inaczej niż w tradycyjnych młynach wodnych lub wiatrowych. Ceglana charakterystyczna bryła widoczna jest z pociągów wjeżdżających od południa do Poznania Głównego i z jednej z większych przelotówek – ul. Hetmańskiej. Młyn pobudowany został w roku 1885 z inicjatywy poznańskich przedsiębiorców Rotholza i Lewina. Przetrwał ponad wiek w międzyczasie przechodząc w ręce spółki Hermannmühlen, co dało początek potocznej nazwie budynku. Zniszczył go pożar w 2003 r. Wiele głosów mówi o celowym podpaleniu – na zniszczonym terenie powstał supermarket a wcześniej problemem było uzyskanie pozwolenia na rozbiórkę, gdyż budynek był zabytkiem. Pozostał silos i biura. Plany zagospodarowania pustostanu nie zostały zrealizowane a budynek obecnie opanowali bezdomni.















Zwiedzanie zaczęliśmy od budynku towarzyszącego połączonego szczytową ścianą z głównym spichlerzem. Piętrowy kompleks jest w stanie całkowitego zniszczenia. Brakuje części schodów oraz stropu parteru. Mimo to wszystkie pomieszczenia są w pełni dostępne. Po oknach czy drzwiach nie pozostało już nawet echo. Resztki zniszczonych mebli pojawiły się później wraz z obecnymi mieszkańcami tego miejsca – bezdomnymi. Niewielka piwniczka zasypana jest śmieciami.



























Część ściany bocznej spichlerza jest rozebrana umożliwiając obejrzenie drewnianych, umieszczonych wewnątrz silosów. O dziwo zachowane są one w bardzo dobrym stanie. Da się też wejść pod nie oraz, o czym później, nad nie. Idąc wzdłuż budynku dotarliśmy do nasypu kolejowego, w którym biegnie tunel, niestety zamurowany po kilkunastu metrach.


















  













Niestety dostęp do wieży ciśnień jest niemożliwy – znajduje się ona na prywatnej, zabezpieczonej działce bez możliwości zwiedzania. Wejścia do budynku zostały zabezpieczone. Wróciliśmy więc do samego spichlerza, gdzie czekało na mnie jeszcze poddasze. Drabina pożarowa umożliwia dostanie się zarówno na strych jak i na sam dach budynku. Roztacza się stamtąd niesamowita panorama na tzw. wolne tory z jednej strony i Wildę z drugiej. Ogromne poddasze upstrzone jest spustami do silosów zbożowych. Cała podłoga jest drewniana, ale w dobrym stanie mimo braku konserwacji i upływu lat. Środkowa część poddasza ma obniżoną podłogę, jest otoczona murem i ma podniesiony dach. I tam znajdują się włazy – zsypy do drewnianych silosów. Zieje z nich ciemność. Tylko dwa z nich, znajdujące się przy wspomnianej wyrwie w ścianie, dającej dostęp światłu, ukazują wysokość, z której spadł by nieuważny eksplorator.































Okazały budynek nie zajął nam zbyt wiele czasu. Ponieważ dzień był jeszcze młody poszliśmy wzdłuż torów w kierunku innej miejscówki – Zakładów Naprawczych Taboru Kolejowego – by ocenić jej dostępność i atrakcyjność. Rekonesans szybko jednak zmienił swój charakter, o czym napiszę wkrótce. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz