Krótka rozmowa z
kolegą o krewetkach akwariowych przerodziła się w pomysł
zwiedzenia jednego z największych pustostanów w Poznaniu – ruin
Młynu Hermanka. Ruszyliśmy więc razem z Pawłem zobaczyć, co mają
do zaoferowania ruiny budowli z epoki pary.
Rewolucja
przemysłowa to wiek pary. Silniki parowe dały napęd przemysłowi,
także przedmiotowemu młynowi, inaczej niż w tradycyjnych młynach
wodnych lub wiatrowych. Ceglana charakterystyczna bryła widoczna
jest z pociągów wjeżdżających od południa do Poznania Głównego
i z jednej z większych przelotówek – ul. Hetmańskiej. Młyn pobudowany
został w roku 1885 z inicjatywy poznańskich przedsiębiorców
Rotholza i Lewina. Przetrwał ponad wiek w międzyczasie przechodząc
w ręce spółki Hermannmühlen,
co dało początek potocznej nazwie budynku. Zniszczył go pożar w
2003 r. Wiele głosów mówi o celowym podpaleniu – na zniszczonym
terenie powstał supermarket a wcześniej problemem było uzyskanie
pozwolenia na rozbiórkę, gdyż budynek był zabytkiem. Pozostał
silos i biura. Plany zagospodarowania pustostanu nie zostały
zrealizowane a budynek obecnie opanowali bezdomni.
Zwiedzanie
zaczęliśmy od budynku towarzyszącego połączonego szczytową
ścianą z głównym spichlerzem. Piętrowy kompleks jest w stanie
całkowitego zniszczenia. Brakuje części schodów oraz stropu
parteru. Mimo to wszystkie pomieszczenia są w pełni dostępne. Po
oknach czy drzwiach nie pozostało już nawet echo. Resztki
zniszczonych mebli pojawiły się później wraz z obecnymi
mieszkańcami tego miejsca – bezdomnymi. Niewielka piwniczka
zasypana jest śmieciami.
Część ściany
bocznej spichlerza jest rozebrana umożliwiając obejrzenie
drewnianych, umieszczonych wewnątrz silosów. O dziwo zachowane są
one w bardzo dobrym stanie. Da się też wejść pod nie oraz, o czym
później, nad nie. Idąc wzdłuż budynku dotarliśmy do nasypu
kolejowego, w którym biegnie tunel, niestety zamurowany po
kilkunastu metrach.
Niestety dostęp do
wieży ciśnień jest niemożliwy – znajduje się ona na prywatnej,
zabezpieczonej działce bez możliwości zwiedzania. Wejścia do
budynku zostały zabezpieczone. Wróciliśmy więc do samego
spichlerza, gdzie czekało na mnie jeszcze poddasze. Drabina pożarowa
umożliwia dostanie się zarówno na strych jak i na sam dach
budynku. Roztacza się stamtąd niesamowita panorama na tzw. wolne
tory z jednej strony i Wildę z drugiej. Ogromne poddasze upstrzone
jest spustami do silosów zbożowych. Cała podłoga jest drewniana,
ale w dobrym stanie mimo braku konserwacji i upływu lat. Środkowa
część poddasza ma obniżoną podłogę, jest otoczona murem i ma
podniesiony dach. I tam znajdują się włazy – zsypy do
drewnianych silosów. Zieje z nich ciemność. Tylko dwa z nich,
znajdujące się przy wspomnianej wyrwie w ścianie, dającej dostęp
światłu, ukazują wysokość, z której spadł by nieuważny
eksplorator.
Okazały budynek nie
zajął nam zbyt wiele czasu. Ponieważ dzień był jeszcze młody
poszliśmy wzdłuż torów w kierunku innej miejscówki – Zakładów
Naprawczych Taboru Kolejowego – by ocenić jej dostępność i
atrakcyjność. Rekonesans szybko jednak zmienił swój charakter, o
czym napiszę wkrótce.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz