Zimowy urlop miał
poświęcony być zupełnie innym celom, zupełnie nieturystycznym,
ale to nie pierwsza zmiana planów w naszym wydaniu. Im mniej mamy
czasu, tym bardziej szalone pomysły, więc i tym razem nie mogło
być inaczej. Choć kalendarz uparcie twierdził, że mamy środek
zimy, pogoda przypominała piękną wiosnę. Do ostatniego dnia
przygotowywaliśmy rowery na kilkudniową eskapadę, jednak finalnie
zmiana prognozy pogody (deszcze przy temperaturze ledwo na plusie)
wymusiła kolejną weryfikację zamierzeń. Odkopałem informacje
przesłane przez kolegę i obraliśmy kierunek – nieistniejące już
Krzystkowice.
Przez całą II Wojnę
Światową, od 1939 do 1945 roku, w Christianstadt funkcjonował
kombinat DAG – Alfred Nobel Dynamit Aktien-Gesellschaft, filia
koncernu IG Farben. Na terenie 2000 hektarów (20 km²)
powstało całkowicie ukryte i pilnie strzeżone miasto z 18 bramami,
73 kilometrami dróg (do dziś, mimo całkowitego braku opieki,
będących w o wiele lepszym stanie, niż ulice naszych miast) i
ponad 34 kilometrami torowisk (jedyna pozostała linia utrzymywana
jest w ciągłej gotowości przez Wojsko Polskie). Wewnątrz było
wszystko – bloki mieszkalne, kasyna, własna straż pożarna, obozy
pracy zapewniające siłę roboczą i oczywiście potężne
instalacje przemysłowe. Wytwarzano tu chemikalia potrzebne w
produkcji wojskowej – heksogen, kwas azotowy, nitrocelulozę i
nitroguanidynę.
Przyjechaliśmy na miejsce
7 stycznia późnym wieczorem. Było już ciemno, więc nie do końca
pewni, czy zaparkowaliśmy w dobrym miejscu zatrzymaliśmy się przy
jednej z resztek bram do kombinatu. Kolacja i później spanie w
naszym camperze. Dobrze, że mamy zimowe śpiwory – nie okazały
się przesadą.
Rano po śniadaniu
ruszyliśmy na eksplorację. Deszcze kropił, słońca brak, ale
humory dopisywały. Chwilę trwało, zanim zlokalizowaliśmy się na
posiadanej mapce. Wśród drzew pojawiły się podejrzane, ewidentnie
nienaturalne pagórki. Zanim do nich doszliśmy wyszło piękne
słońce, które już nam towarzyszyło przez resztę dnia. To, w
połączeniu z widokiem, jaki ujrzeliśmy na szczycie, uczynniło
nasz dzień, jak mawiają Amerykanie. A potem było już tylko
lepiej.
Lekko zdyszani patrzyliśmy
w głąb ogromnego silosu. Jedyne, co nam przychodziło na myśl
patrząc na tą ogromną konstrukcję, to rakiety bojowe. V1, V2 czy
niedoszłe V3? Prawda okazała się znacznie bardziej przyziemna –
pięć potężnych silosów ukrytych w pagórkach to ogromne magazyny
metanolu zużywanego przez fabrykę w ogromnych ilościach. Wewnątrz
betonowych konstrukcji znajdowały się stalowe megabeczki z
chodnikami technicznymi wokół nich. Całość przykryta była tylko
siatką maskującą. W przypadku eksplozji siła wybuchu
ukierunkowana była do góry, co miało uchronić fabrykę przed
zniszczeniem. Od dołu do silosu było tylko jedno wąskie dojście z
kanałem technicznym, obecnie częściowo zalanym wodą.
Później ruszyliśmy
wzdłuż drogi. Betonowej, równej, niepopękanej, prawie bez kałuż
mimo braku jakiejkolwiek opieki od 7 dekad. Co jakiś czas przy
drodze znajdowały się studzienki prowadzące do kanałów
technicznych pod ulicami. Tam biegły kiedyś potężne instalacje.
Przy jednej z tych budowli znaleźliśmy całą, kompletną skórę
dzika – kłusownicy? Gdzieniegdzie znajdowaliśmy pagórki z
wylotami wentylacyjnymi – wejścia musiały być zasypane,
zarośnięte warstwami roślinności i przez to niedostępne. Co się
w nich jeszcze kryje?
Tory, utrzymywane w
strategicznej gotowości przez Wojsko Polskie, zaprowadziły nas
najpierw do trzypiętrowych bloków – hal produkcyjnych. Dalej
znaleźliśmy jeszcze większe budynki z potężnymi betonowymi
beczkami w całości wyłożonymi wewnątrz kafelkami. Niesamowita
musiała być odporność użytego kleju – wszystkie kafle trzymały
się do dzisiaj. Na dolnej kondygnacji piach był podejrzanie biały
a kapiąca zewsząd woda mleczna – mimo upływu lat wszystko tu
nadal było przesiąknięte chemikaliami. Górne piętra pozbawione
ochrony dachu porosły mchem opitym deszczówką. Idąc po nim
strzeliliśmy fontannami wody spod butów.
Zwiedzając kolejne
budynki cofnęliśmy się dość znacznie w las. Po wejściu na
kolejną utwardzoną betonową drogę musieliśmy przeanalizować
gdzie jeszcze zdążymy dość przez trzy godziny, jakie zostały do
zmierzchu. Udaliśmy się do potężnego kompleksu niedaleko
kolejowego wjazdu do jednostki wojskowej. Po drodze „na chwilę”
odbiliśmy w bok widząc dwupiętrowy budynek wśród drzew. Na
szczęście. Po podejściu bliżej okazało się, że kondygnacji
było więcej – cała potężna konstrukcja znajdowała się w
gigantycznym wykopie. Przy budynku biegły wąskie, podłużne kanały
tworzące finezyjne wzory, jak żywopłot we francuskim zamku.
Zakręcały one, łączyły się w podłużne baseny, znikały
zakończone rurami – fabryka miała własną oczyszczalnię ścieków
z osadnikami i zdaje się chemicznym uzdatnianiem.
W końcu ponownie
dotarliśmy do torów. Tu ogrom napotkanej konstrukcji przerósł
nasze oczekiwania. Trzeba pamiętać, że już w momencie budowy
wszystko to było ukryte w lesie, z założenia nie widoczne ani z
ziemi, ani tym bardziej z powietrza. Brak zniszczeń był dowodem, że
kamuflaż spełniał swoje zadanie znakomicie przez całą wojnę.
Przy torach znajdowały się zsypy. Dwie kondygnacje w dół
połączone pod torami. Wzdłuż torów stoją ściany potężnego
magazynu bez wejścia z zewnątrz (z wyjątkiem wybitej dziury). Od
zsypów, spod podziemnych kondygnacji, strono w górę pną się
szerokie chodniki prawdopodobnie służące spychaczom do transportu
materiałów sypkich. Po obu stronach chodnik techniczny czyli
schody. Po pokonaniu 4 nadziemnych kondygnacji w górę dochodzi się
do korytarza ze zsypami z boku.
Tam trafiający materiał
wpadał do hal, gdzie dalej kolejnymi zsypami wędrował pomiędzy
nieistniejącymi już maszynami. Co dokładnie tu powstawało? Nie do
końca wiadomo, już chyba nigdy całość tajemnic nie zostanie
wyjaśniona. Wielkość hal produkcyjnych świadczy o tym, że ilości
tu produkowane były ogromne.
Przy wspomnianych halach
znajdowały się kolejne budynki. Podziemne przejścia zostały
zamurowane. Przeszliśmy na drugą stronę torów i znaleźliśmy
dokładnie to samo – lustrzane odbicie czteropiętrowego bloku, tym
razem z dobudowanymi dwoma potężnymi ceglanymi kominami.
Zaczęliśmy wracać. Po
drodze – kolejne budynki. Kolejne gigantyczne hale produkcyjne.
Czteropiętrowa wieża z potężną, umocnioną piwnicą – centrum
łączności? Po pokonaniu kolejnych kilometrów znakomitych
niemieckich dróg wewnątrz fabryki znaleźliśmy strzelnicę z linią
ognia 100 m. Potężny kulochwyt i trzystanowiskowy, zakryty punkt
ogniowy sugerował, że nie testowano tutaj pistoletów. Do tego
służy raczej dopiero teraz. Amatorom, którzy czasami się tam
pojawiają.
Zaczęło zmierzchać a my
udaliśmy się do naszego wiernego campera. Tajemnicze kalosze stały
na baczność przy drzewie, nieopodal bramy fabryki. Wrażenia,
których doświadczyliśmy, są bezcenne. Szkoda, że część
budynków całkowicie popadła w ruinę. Szkoda, że nie ma już
żadnych instalacji (co zostało pozostawione przy opuszczaniu
fabryki, zdemontowała Armia Rosyjska po wojnie). Szkoda, że nie do
końca wiadomo co i jak tu produkowano. Ile osób straciło życie w
obozach pracy na terenie fabryki. Jakie tajemnice jeszcze się tu
kryją. Ani czy kiedykolwiek zostaną odkryte.
Otrzepaliśmy buty,
zjedliśmy ciepły posiłek i ruszyliśmy w dalszą drogę. Urlop się
jeszcze nie skończył. Kolejne dni miały przynieść kolejne
odkrycia, przygody, zachwyty. Ruszyliśmy na północ, do Chojny.
Super raport z wyprawy!
OdpowiedzUsuńWieża czteropiętrowa z umocnioną piwnicą, wg danych do których się dokopałem, to wieża obserwacyjna straży pożarnej oraz suszarnia węży strażackich.
Potężne, zdublowane budowle to elektrociepłownie. Zdublowane po to, aby przy awarii jednej, nie przerywać pracy całego zakładu. Wielkość budowli, oddaje jakie było zapotrzebowanie na energię.
Zsypy przy torach to po prostu magazyny na węgiel, który był wciągany wagonikami na najwyższe piętro po pochylni.
Pozdrawiam
melag
Dzieki za cieple slowo i douzupelnienie informacji :)
OdpowiedzUsuńSkala przedsiewziecia w polaczeniu z ukryciem calosci robi wrazenie! Niesamowite miejsce!