Ostatni weekend miodowego miesiąca
mielibyśmy spędzić w domu? Pierwotnie planowaliśmy wyjazd na
polowanie, ale kuzyn – myśliwy niestety nie mógł Nas gościć w
tym terminie. Deszcz zniechęcał do kajaków więc powróciliśmy do
dawnego pomysłu zwiedzenia miasta – widma.
Pstrąże to dawna wieś w Województwie
Dolnośląskim zajęta przez niemiecką armię w 1901 roku i
przekształcona w koszary. Wtedy nazywała się Pstransse a następnie
Strans. Od 1945, przemianowana na Strachów, zniknęła z polskich
map – stała się całkowicie rosyjskim miastem odciętym od
otaczającego świata i ukrytym w polskim lesie. Armia rosyjska
stacjonowała tam aż do 1992 roku, gdy nagle opuściła to miejsce.
Część drogowa jedynego mostu prowadzącego do miasta została
zniszczona, by uniemożliwić przedostawanie się tam Polaków.
Ewakuacja przebiegała tak nagle, że
wycofujące się wojsko wsiadło z rodzinami do pociągów i zniknęło
zostawiając za sobą spory dobytek. Fizyczne odcięcie Strachowa od
świata pozwoliło na zachowanie tego miejsca w przepięknym stanie.
Obecnie Pstrąże, od 1994 roku, jest podporządkowane administracji
polskiej i (prawie, o tym dalej) całkowicie opuszczone. Teraz tylko
co jakiś czas ćwiczenia prowadzą tam Wojsko, Policja i inne
jednostki.
Most był zniszczony, więc
zostawiliśmy samochód i przeszliśmy torami kolejowymi na stronę
miasta. Widok, który tam Nas przywitał, był nieziemski. Miasto
jest ogromne. Drogi są równe, zieleń powoli zdobywa przyczółek i
cierpliwie wygrywa z betonem. Ale wchodząc w alejkę przed pierwszym
blokiem, mijając znak drogowy i huśtawkę wśród drzew aż czekało
się na ludzki głos, chichot dziecka czy wołanie mamy na obiad.
Budynki są ogromne. W środku
zachowane prawie idealnie. Brakuje szyb w oknach, brakuje drzwi,
brakuje okien a muszle klozetowe są zniszczone, kable gołe wystają
ze ścian. Ale czuć tu ludzi, którzy jeszcze dwadzieścia kilka lat
temu tu mieszkali. Wśród gruzu walają się zeszyty z rosyjskimi
notatkami, można przeczytać Prawdę ze świeżymi nowinkami z 1992
roku, wziąć do ręki ledwo co otwartą puszkę z konserwą z tego
samego okresu a na ulicy zobaczyć paczkę po papierosach, również
z tamtych lat.
W szczycie jednego z bloków –
kotłownia, obok przedszkole. Na ścianach nadal żywe kolory
przedstawiają Wilka i Zająca. Wychowałem się na tej bajce. Kilka
bloków w całości pokrytych jest terakotą – dziś ludzie płacą
grube tysiące, by mieć tak wykończony fragment łazienki. Pod
butami chrzęścił gruz i łuski po ćwiczebnej amunicji.
Dalej dawna szkoła. Tu ząb czasu nie
był tak łaskawy – część stopów zarwana, gdzieniegdzie strach
przejść. Między budynkami też trzeba uważać – na trawnikach
brakuje włazów od studzienek. Wszędzie roślinność walczy o nowy
teren do rozwoju. Nawet w pęknięciu parapetu wyrosnąć dała radę
brzózka.
Później przeszliśmy do drugiej
części miasta. Całe podzielone jest główną drogą i torami na
dwie części. Po jednej bloki z płyty – tam mieszkały rodziny
żołnierzy, pewnie oficerów. Po drugiej stare poniemieckie budynki
– koszary zwykłych żołnierzy ze wspólnymi łaźniami, grupowymi
salami i podmokłymi podziemiami.
Tam właśnie czekały skarby. Buty w
dużej ilości i wyborze rozmiarów, łyżki, kubki emaliowane, maski
przeciwgazowe, kompletne stroje, instrukcje do silników, puszki
amunicyjne, zasieki, skrzynie narzędziowe, beczki z substancjami
chemicznymi, biurka, krzesła, fotele, drut kolczasty, mapniki,
miotły, cała reszta ustrojstwa niezbędnego do normalnego
funkcjonowania. Tony notatek, papiery, instrukcje. Półki nadal
zajęte przez różne artefakty, niektóre już trudne do
zidentyfikowania.
Pomiędzy budynkami ciągną się
brukowane ulice. Szerokie, wygodne i równe – w lepszym stanie, niż
asfalt w centrach naszych miast. W koszarach gdzieniegdzie znajdziemy
drzwi, czasami prowadzące donikąd. Ale nadal się otwierają i
nawet nie skrzypią. Choć drewniane dachy się zarwały to nadal
zlewy mogą pełnić swoja funkcję w łaźniach. Choć w pęknięciach
podłogi wyrosły drzewa, to nadal kafelki zdobią ściany.
Niektóre budynki robią wrażenie
swoja wielkością. Sale montażowe, przemysłowe przestrzenie zbyt
wielkie, by nawet rybie oko objęło całą przestrzeń. Basen i
sauny. Zarwane stropy odsłaniające ukryte piętra pod ziemią i
dające po raz pierwszy dostęp promieniom słońca.
Ogromy plac apelowy, który z daleka
wzięliśmy za lotnisko. Za nim kolejne budynki o typowo magazynowym
przeznaczeniu. Szpital wyczyszczony ze wszystkiego. Tajemnicze
wykopy. I znajdujące się za linią drzew kolejne budynki z szybami
w oknach.
Tam okazało się, że jednak Pstrąże
żyje. Kilka budynków w stanie idealnym oddziela od świata płot,
drut kolczasty i szlabany. Wojsko Polskie. Nieopodal odnowiona rampa
przy torach, nowoczesne oświetlenie i same tory, które mimo
pozornego opuszczenia miasta są w nader dobrym stanie.
Strachów jest piękny. Tajemniczy.
Przesiąknięty duchem innej epoki. Na każdym kroku słyszy się
charakterystyczny dźwięk rosyjskiego języka. Czuje się codzienne
problemy stacjonującego tam żołnierza. Można dotknąć puszkę,
której zawartość zjadł, przeczytać jego graffiti na ścianie.
Ale nigdzie nie spotka się choćby kota, zwykłej myszy. Miasto jest
martwe, ale nie opuszczone. Co jeszcze kryje Strachów?
Wow! Ile zdjęć! Gratulacje - trafiłem tutaj z Youtube.
OdpowiedzUsuńdzięki, widze, |e te| zwiedziales, swietne miejsce :)
UsuńPogratulować super wycieczki i świetnych zdjęć, które odzwierciedlają magię tamtego miejsca :) Genialny pomysł na wycieczke, i mam nadzieję, że ja również kiedyś się wybiorę na takową. Życzę kolejnych udanych wypraw i odkryć :) pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńWitaj, dzięki, za cieple slowo :) Polecam wycieczke, bo klimat miejsca niesamowity!
UsuńTrafiłem tu przez przypadek, ale chyba zostanę....;)
OdpowiedzUsuńZazdraszczam i podbiorę kierunek!
Dam oczywiscie znac po wyprawie...
A póki co idę w starsze posty
Pozdrawiam!!