czwartek, 31 lipca 2014

ZNTK Poznań – ruina sześciuset milionów

Młyn Hermanka zostawił oczywisty niedosyt. Wspólnie z Melagiem ruszyliśmy więc wzdłuż torów w kierunku Zakładów Naprawczych Taboru Kolejowego w Poznaniu. Wyceniane jeszcze nie dawno na 600 000 000 PLN przedsiębiorstwo dziś stoi puste, powoli rozkradane przez złomiarzy i czeka na nabywcę. Na ostatni przetarg z ceną wywoławczą 200 000 000 PLN nie stawił się żaden chętny.


Plan pierwotny zakładał tylko sprawdzenie, czy w ogóle da się wejść i czy jest tam co oglądać. Jeszcze przed dotarciem do bram zakładu minęliśmy nieciekawe dwa obiekty – punkt strzelniczy i zabudowania kolejowe. Tylko fotograficzny zapał kazał nam je uwiecznić.






Po dotarciu od południowej strony do ogrodzenia zakładu ukazała nam się hala stojąca za płotem. Sterty gruzu piętrzące się tam, gdzie jeszcze parę miesięcy temu stały zabudowania każą się spieszyć. A że czas nas chwilowo nie ograniczał rekonesans szybko zmienił się w eksplorację. Brama może nie była otwarta, ale nie utrudniała wejścia.





Zaraz za nią najbardziej znana hala produkcyjna. Jeszcze w zeszłym roku stała w niej lokomotywa a na wagonach znajdowały się kompletne silniki. Dziś niestety nie dość, że nie ma pojazdów, to już nawet nie ma torów. Majątek zakładu z zatrważającym tempie sprzedawany jest na złom a skala zjawiska mówi, że nie jest to tylko dzieło złomiarzy przerzucających przez płot po parę kilo zardzewiałych blach.





Wewnątrz ogromnej hali znajdują się galerie zawieszone na filarach podtrzymujących konstrukcję dachu, do których prowadzą schody. Pierwsze pięto to pawilony. Większość pustych pomieszczeń jest zdewastowana. Ale stolarnia na samym początku zachowała się idealnie. W środku wygląda, jakby robotnicy po prostu wstali w pośpiechu przewracając krzesła, rozsypując śruby i uciekli. Na biurkach leżą pootwierane notatki, wszędzie części i narzędzia.
























Z góry widać lewą ścianę hali z przejściami do mniejszych pomieszczeń. Część metalowych drzwi zaspawano, ale niektóre otwierają się swobodnie. Pod ścianą stoi kilka szaf. W pomieszczeniach czekają skarby. Ilości porozrzucanych liczników, mierników, śrub, części zamiennych i narzędzi są porażające.




















































Jedno z pomieszczeń mogło służyć sprzątaczkom lub pełniło funkcje socjalne. Stoi tam czajnik elektryczny, leżą patelnie i talerze, na ścianie zdjęcia powycinane z gazet, medalion ze świętą rodziną. Na półce nawet pudełko pełne herbaty w torebkach a obok nitka i igła, by zszyć rozerwany przy pracy stój.
















Od zewnątrz od drugiej strony hali widać kolejne pomieszczenia. Do większości brak dostępu. Ilości znajdujących się tam fantów powalają. Z drugiej strony rozbraja też tempo znikania majątku – może za kilka miesięcy tam już nic nie być.











Dalej – kolejne budynki. W nich – kolejne maszyny. Idąc przed podwórko depcze się po matrycach do nabijania numerów, po resztach obudów i po bryłach betonu pozostawionych przy wyrywaniu złomu z podłoża. Na środku straszą resztki potężnej nastawni kolejowej. Potrafiła przewozić ona całe lokomotywy kierując je do właściwych hal naprawczych.


















Kolejna, przeogromna hala całkowicie niedostępna. Przez dziury w oknach widać jedynie przestrzeń i pozostawiane narzędzia, wózki wagonowe, osobiste rzeczy pracowników czy tablice ogłoszeń.










Pomiędzy większymi pomieszczeniami mniejsze magazyny. Kilka basenów – niektóre raczej przeciwpożarowe, inne z substancjami żrącymi (odpady?). Na terenie znajdowała się nawet własna wieża ciśnień oraz potężna kotłownia, którą łatwo zlokalizować dzięki trzem kominom.

































Prawdziwą perełką okazało się stanowisko z paliwami płynnymi. Dwa pionowe zbiorniki, niewielka stróżówka oraz stojący obok sprzęt p.poż. i ratowniczy zachowane są w doskonałym stanie. Szczególnie miejsce obsługującego urządzenia wygląda, jakby wyszedł on chwilę temu – w otwartej szafce wiszą ubrania, na biurku brudny kubek i łyżeczka – pewnie kawa wypita przy czytaniu wyników badań laboratoryjnych.
























ZNTK Poznań funkcjonowały przez grubo ponad 100 lat. Ich historia sięga 1870 r., kiedy powstały warsztaty Kolei Marchijsko-Poznańskiej. Rozkwit poznańskich Zakładów Naprawczych Taboru Kolejowego przypada na czasy PRL. Wchodziły one wtedy w skład HCP (Hipolit Cegielski Poznań – potężny producent silników nie tylko kolejowych, ale i okrętowych oraz lokomotyw). Po transformacji ustrojowej sprawy początkowo zapowiadały się nieźle – w 1989 r. ZNTK w Poznaniu zaprezentowały nagradzany projekt szynobusów. Weszły one nawet do eksploatacji w PKP. W tym okresie zakłady usamodzielniły się, zajęły się remontami i modernizacjami lokomotyw spalinowych oraz produkcją części zamiennych. Jak to wtedy wyglądało, przecież jeszcze nie tak dawno, można zobaczyć chociażby na tych stronach. W XXI wieku sprawy poszły w bardzo złym kierunku. W 2004 r. ZNTK Poznań weszły w kooperację z firmą Kolmex będącą właścicielem 66 lokomotyw. ZNTK miały pojazdy wyremontować po czym obie firmy chciały je sprzedać wspólnie. Do remontu nie doszło, Kolmex zażądał zwrotu lokomotyw, ZNTK odmówił. Kolmex odzyskał lokomotywy w asyście Policji, sprawa wylądowała w sądzie, który zarządził w 2009 r. 9,5 miliona PLN odszkodowania za przetrzymywanie lokomotyw przez ZNTK. Z odsetkami kwota przekroczyła 10 000 000 PLN. W międzyczasie ZNTK sprzedało atrakcyjną nieruchomość w Międzyzdrojach za 2,5 miliona PLN firmie Sigma, której głównym udziałowcem były ZNTK w Poznaniu. W ciągu pięciu miesięcy 1,4 ha działka nad samym morzem zmieniła jeszcze pięć razy właściciela uzyskując wartość 17,5 miliona PLN. W końcu nieruchomość znalazła się w rękach firmy z Cypru. ABW wszczęło śledztwo, finalnie prokuratura je umorzyła. Zaczęły się opóźnienia w wypłatach pensji. Zaległości wobec Urzędu Skarbowego osiągnęły 7 milionów PLN. Pracownikom firma była dłużna 5 200 000 PLN. Pensje przestano wypłacać w ogóle, mimo że ludzie nadal pracowali. W 2010 r. pojawiły się kilkuset złotowe zaliczki dla pracowników. Po kilku latach w końcu ogłoszono upadłość. Nastąpiła jeszcze próba ostatecznego wyprowadzenia największego majątku, czyli nieruchomości położonych w samym centrum Poznania, tworząc nową „niezależną” spółkę ZNTK Nieruchomości, ale sąd kazał je zlicytować na pokrycie zaległości ZNTK Poznań. Pracownicy do dziś pensji nie otrzymali. Zakłady są rozkradane. Chętnych na ruiny nie ma. 140 lat tradycji zniszczone i rozkradzione w kilka lat.