czwartek, 5 grudnia 2013

Miasto widmo – Pstrąże/Strachów

Ostatni weekend miodowego miesiąca mielibyśmy spędzić w domu? Pierwotnie planowaliśmy wyjazd na polowanie, ale kuzyn – myśliwy niestety nie mógł Nas gościć w tym terminie. Deszcz zniechęcał do kajaków więc powróciliśmy do dawnego pomysłu zwiedzenia miasta – widma.


Pstrąże to dawna wieś w Województwie Dolnośląskim zajęta przez niemiecką armię w 1901 roku i przekształcona w koszary. Wtedy nazywała się Pstransse a następnie Strans. Od 1945, przemianowana na Strachów, zniknęła z polskich map – stała się całkowicie rosyjskim miastem odciętym od otaczającego świata i ukrytym w polskim lesie. Armia rosyjska stacjonowała tam aż do 1992 roku, gdy nagle opuściła to miejsce. Część drogowa jedynego mostu prowadzącego do miasta została zniszczona, by uniemożliwić przedostawanie się tam Polaków.

Ewakuacja przebiegała tak nagle, że wycofujące się wojsko wsiadło z rodzinami do pociągów i zniknęło zostawiając za sobą spory dobytek. Fizyczne odcięcie Strachowa od świata pozwoliło na zachowanie tego miejsca w przepięknym stanie. Obecnie Pstrąże, od 1994 roku, jest podporządkowane administracji polskiej i (prawie, o tym dalej) całkowicie opuszczone. Teraz tylko co jakiś czas ćwiczenia prowadzą tam Wojsko, Policja i inne jednostki.




















Most był zniszczony, więc zostawiliśmy samochód i przeszliśmy torami kolejowymi na stronę miasta. Widok, który tam Nas przywitał, był nieziemski. Miasto jest ogromne. Drogi są równe, zieleń powoli zdobywa przyczółek i cierpliwie wygrywa z betonem. Ale wchodząc w alejkę przed pierwszym blokiem, mijając znak drogowy i huśtawkę wśród drzew aż czekało się na ludzki głos, chichot dziecka czy wołanie mamy na obiad.

Budynki są ogromne. W środku zachowane prawie idealnie. Brakuje szyb w oknach, brakuje drzwi, brakuje okien a muszle klozetowe są zniszczone, kable gołe wystają ze ścian. Ale czuć tu ludzi, którzy jeszcze dwadzieścia kilka lat temu tu mieszkali. Wśród gruzu walają się zeszyty z rosyjskimi notatkami, można przeczytać Prawdę ze świeżymi nowinkami z 1992 roku, wziąć do ręki ledwo co otwartą puszkę z konserwą z tego samego okresu a na ulicy zobaczyć paczkę po papierosach, również z tamtych lat.

W szczycie jednego z bloków – kotłownia, obok przedszkole. Na ścianach nadal żywe kolory przedstawiają Wilka i Zająca. Wychowałem się na tej bajce. Kilka bloków w całości pokrytych jest terakotą – dziś ludzie płacą grube tysiące, by mieć tak wykończony fragment łazienki. Pod butami chrzęścił gruz i łuski po ćwiczebnej amunicji.

Dalej dawna szkoła. Tu ząb czasu nie był tak łaskawy – część stopów zarwana, gdzieniegdzie strach przejść. Między budynkami też trzeba uważać – na trawnikach brakuje włazów od studzienek. Wszędzie roślinność walczy o nowy teren do rozwoju. Nawet w pęknięciu parapetu wyrosnąć dała radę brzózka.




































Później przeszliśmy do drugiej części miasta. Całe podzielone jest główną drogą i torami na dwie części. Po jednej bloki z płyty – tam mieszkały rodziny żołnierzy, pewnie oficerów. Po drugiej stare poniemieckie budynki – koszary zwykłych żołnierzy ze wspólnymi łaźniami, grupowymi salami i podmokłymi podziemiami.

Tam właśnie czekały skarby. Buty w dużej ilości i wyborze rozmiarów, łyżki, kubki emaliowane, maski przeciwgazowe, kompletne stroje, instrukcje do silników, puszki amunicyjne, zasieki, skrzynie narzędziowe, beczki z substancjami chemicznymi, biurka, krzesła, fotele, drut kolczasty, mapniki, miotły, cała reszta ustrojstwa niezbędnego do normalnego funkcjonowania. Tony notatek, papiery, instrukcje. Półki nadal zajęte przez różne artefakty, niektóre już trudne do zidentyfikowania.

Pomiędzy budynkami ciągną się brukowane ulice. Szerokie, wygodne i równe – w lepszym stanie, niż asfalt w centrach naszych miast. W koszarach gdzieniegdzie znajdziemy drzwi, czasami prowadzące donikąd. Ale nadal się otwierają i nawet nie skrzypią. Choć drewniane dachy się zarwały to nadal zlewy mogą pełnić swoja funkcję w łaźniach. Choć w pęknięciach podłogi wyrosły drzewa, to nadal kafelki zdobią ściany.

Niektóre budynki robią wrażenie swoja wielkością. Sale montażowe, przemysłowe przestrzenie zbyt wielkie, by nawet rybie oko objęło całą przestrzeń. Basen i sauny. Zarwane stropy odsłaniające ukryte piętra pod ziemią i dające po raz pierwszy dostęp promieniom słońca.

Ogromy plac apelowy, który z daleka wzięliśmy za lotnisko. Za nim kolejne budynki o typowo magazynowym przeznaczeniu. Szpital wyczyszczony ze wszystkiego. Tajemnicze wykopy. I znajdujące się za linią drzew kolejne budynki z szybami w oknach.

Tam okazało się, że jednak Pstrąże żyje. Kilka budynków w stanie idealnym oddziela od świata płot, drut kolczasty i szlabany. Wojsko Polskie. Nieopodal odnowiona rampa przy torach, nowoczesne oświetlenie i same tory, które mimo pozornego opuszczenia miasta są w nader dobrym stanie.

Strachów jest piękny. Tajemniczy. Przesiąknięty duchem innej epoki. Na każdym kroku słyszy się charakterystyczny dźwięk rosyjskiego języka. Czuje się codzienne problemy stacjonującego tam żołnierza. Można dotknąć puszkę, której zawartość zjadł, przeczytać jego graffiti na ścianie. Ale nigdzie nie spotka się choćby kota, zwykłej myszy. Miasto jest martwe, ale nie opuszczone. Co jeszcze kryje Strachów?